Jen |
Wysłany: Czw 15:00, 13 Kwi 2006 Temat postu: The other side of me... [Yaoi] |
|
Hola ludu!
A oto mów... którystam faf, moja trzecia czy czwarta jednoczęściówka... może piąta...
Paring; KaixBrooklyn.
Akcja; Po mistrzostwach III serii.
ENJOY!
„The other side of me”
Był wieczór. Słońce zawieszone nisko nad ziemią, lekki wiatr poruszający gałęziami drzew. Było ciepło, kilka liści tańczyło lekko w powietrzu. Grupka młodych osób przemierzała park śmiejąc się i popychając.
- Przestańcie- Szepnął wreszcie Kai, kiedy Max po raz dziesiąty wylądował w krzakach.
- Bo co?- Zapytał Takao upadając od uderzenia blondyna
- Bo ludzie się gapią ==”
- Niech się gapią.- Granatowo włosy wrócił do przerwanej zabawy. Kai przejechał ręka po twarzy i nie odzywał się już. Ray szedł z tylu obok Kioiju
- Ale co w niej takiego jest?
- No, jest piękna, utalentowana, mądra, piękna, utalentowana...- Zaczął wyliczać Kenny. Ray zaliczył glebę.
- Fałszuje jak moja ciotka pod prysznicem.
- Ming PIĘKNIE śpiewa!
- Taa...
Kai pokręcił z politowaniem głową na koleina kłótnię.
***
Mystel przebiegł przez dom z prędkością światła. W drzwiach do kuchni wpadł na Garlanda.
- Hej, spokojnie.- Powiedział srebrnowłosy.
- Tak dawno nie mieliśmy gości... Chcę żeby było jak za dawnych czasów!- Zawołał uradowany blondyn. Niebieskooki uśmiechnął się.
- Wiem.
Garland patrzył jak Mystel krząta się po domu z błyskiem w oku. Podczas mistrzostw mieli tylko siebie, nie licząc rzeszy fanów która odsiadywała dom dookoła aby zdobyć autografy. Bez przyjaciół, bez swobody, mnóstwo wrogów... teraz to miało się zmienić. Niby niewinna pojednawcza kolacja, a jednak może wiele zmienić w ich stosunkach z Bladebreakersami. A może i z resztą drużyn?
Zadzwonił dzwonek.
- Otworze!- Wrzasnął Mystel rzucjac się na drzwi i ledwo nie przewracając kolegi.
- I co?- Zapytał zdziwiony Garland gdy Mystel wrócił ze smutna miną
- Ciotka Wójcikowej która jest koleżanką Strychówkowej , która zna męża przyjaciółki Grzegorza który kiedyś znał Marylę która jest siostrą córki młynarza który podwiózł matkę Angeliny do domu, no i ona tą Angelinę odwiedza...
- Nie będę prosił żebyś powtórzył.
- Dziękuję.
***
Ciemny pokój. Bordowo- czarne zasłony nie pozwalały słońcu wedrzeć się do pomieszczenia. Pokój nie był umeblowany zbyt rozrzutnie; biurko, szafa, łóżko i stara komoda z książkami, która zajmowała większość miejsca. Na łóżku siedział chłopak. Wpatrywał się matowym wzrokiem w przestrzeń przed sobą. Obejmował bezwiednie ramiona rękami. Cały czas było mu zimno. Na zielone oczy opadł jeden marchewkowy kosmyk. Odgarnął go nerwowo starając się jak najmniej poruszyć. Jednak to nic nie dało. Poczuł przejmujące zimno. Zaczął oddychać szybciej. Koło niego pojawiła się ciemna postać w krwistym stroju. Bordowe włosy były w artystycznym nieładzie, a zielone oczy zdawały się świecić w ciemności. Dotknął ramienia bladera. Ten odsunął się nieznacznie.
- Nie bój się- Powiedział spokojnym głosem bordowo włosy po czym przysuną się do Brooklyna. Rudzielec chciał go odepchnąć, ale był zbyt przerażony, i było mu zbyt zimno. Nie mógł oddychać, czuł, jak zamarza od środka.- To szybko minie, wkrótce znów będziemy razem, i nikt mi Cię nie zabierze...
Zielonooki blader z obrzydzeniem odepchnął od siebie napastnika, jednak tamten przysunął się do niego i przyciągnął do siebie. Delikatnie pocałował go w usta nie pozwalając na najmniejszy ruch. Marchewko włosy poczuł silny ból w klatce piersiowej i obezwładniające zimno w całym ciele. A potem była tylko ciemność...
***
Dzwonek zadzwonił po raz drugi Mystel, który był w trakcie strzepywania kurzu z kominka rzucił się na drzwi wejściowe zanim do kogokolwiek dotarło że ktoś przyszedł.
- Pizza dla pana- Usłyszeli.
- Dzięki.
Mystel już miał zamknąć drzwi, kiedy zauważył kogoś, kto chował się za sprzedawcą pizzy.
- Takao?
Takao wyskoczył zza faceta i pomachał blondynowi. Ten był zszokowany.
- Eee, Garland?
- Co?- Blondyn podał mu stos pizz, zza którego nic nie było widać. Rzucił się na każdego z osobna. – Cześć Tyson, Witaj Kai, Siema Ray, Elo Maax! Co tam Kenny?
Kiedy już wszyscy byli wyduszeni i powyciągani przez Mystela przyszła kolei na resztę domowników. Przy wejściu wpadli na Mosesa z Moniką, który najżywiej przywitał się z Rayem, a sam na sam z Garlandem (bez pizz) spotkali się dopiero w kuchni.
Wieczór minął szybko. Po jednej krępującej ciszy wszyscy znaleźli z kimś wspólne tematy. Brakowało dwóch osób.
- A gdzie są Brooklyn i Ming Ming?- Zapytał Kai
- Aaa!- krzyknął nagle Kenny- Nie wiesz? Ming Ming ma trasę koncertową w Nowym Yorku!
- Taa?
- No, ma ponad 300 koncertów w Stanach, potem będzie śpiewać w Australii...
Kai zostawił reszcie obowiązek słuchania tego i zwrócił się do Garlanda
- A gdzie Brooklyn?
Od kiedy pogodzili się po mistrzostwach, ich stosunki o wiele się ociepliły. Kai nawet trochę żałował, że rudzielca z nimi nie ma. Choć „trochę” to za lekkie określenie...
- On... Eee, źle się czuł^^”- Powiedział Garland drapiąc się po głowie. Kai przeszył go wzrokiem.
- Już coś przede mną ukrywasz?
- Ja? Nie...
- Przecież widzę.
Hiwatari utkwił wzrok w rozmówcy, a jego mina wyrażała nie więcej niż „Można mi ufać” i nie mniej niż „powiedz że wreszcie”. Garland przeszył go smutnym spojrzeniem i pokiwał głową. Odwrócił się do Raya który chciał go o cos zapytać, a Kai siedział ze wzrokiem utkwionym w tym samym miejscu.
***
W niedużym, granatowym domku jednorodzinnym zapaliło się światło, a na balkon wyszła jedna osoba. Uwiesiła się na barierce i spojrzała w dół. Chwile potem niewysoki chłopka o niebieskich, nieco mysich włosach i bursztynowych oczach zmaterializował się goło niego.
- Co robisz?
Hitoshi patrzył wciąż w to samo miejsce.
- Brooklyn...- szepnął wreszcie.
- Taa?- Zapytał wyraźnie ożywiony chłopak.- Gdzie?
Hitoshi pokiwał głowa i stanął na posadzce. Metal Driger spojrzał na niego ze zdziwieniem.- o co Ci chodzi?- Spytał podejrzliwie.
- Brooklyn- Powtórzył tempo- On... Myślę że on ma kłopoty.
- Taa, a akcja ratunkowa wyrusza na pomoc, lecimy ocalić świat...- zadrwił Metal Driger. Kinomiya kiwnął głową i rzucił się na drzwi.- Zaraz, ty nie chcesz go ratować w samych gatkach?- zapytał. Hitoshi spojrzał na swój strój.
- To... Ja może się ubiorę...
- No ja myślę...
***
Brooklyn siedział skulony na podłodze w ciemnym pokoju. Zeus Siedział obok i gładził go po głowie.
- Spokojnie- szeptał- Otwórz się, nic Ci nie będzie...- Brooklyn zakrył głowę dłońmi, ale i tak go słyszał.- „Ty nic, ale Twoi znajomi...”- pomyślał i wstał. Przeszył bladera zimnym spojrzeniem.- Nie... to nie.
Zmienił się w kłębek dymu i otoczył marchewko włosego. Powoli zaczął się z nim łączyć. Zielonooki chłopak jęknął ale nie był w stanie zrobić nic więcej. Poczuł jak coś go rozsadza od środka. Obraz przed oczami zafalował mu niebezpiecznie
Nie... Nie znowu...- Szepnął, po czym stracił ostrość widzenia, świat stracił kolory. Nie panował nad swoim ciałem, nie panował już nad niczym. Teraz on miał kontrolę. Nad wszystkim.
***
Kenny i Mystel wydali z siebie niezidentyfikowane dźwięki, które brzmiały jak piski opon, pomieszane z wyciem psa. Ming Ming pojawiła się na ekranie telewizora i zaczęła śpiewać.
Itsudemo doko demo kimi no
tatatakou... (więcej nie pamiętam - jedno słowo!XD)
Cos pstryknęło i głos się wyłączył. Chłopaki pisnęli z bólem i rzucili się na odbiornik. Walczyli z nim, a kiedy to robili reszta grupy slyszała muchę obijającą się o klosz lampy. Wreszcie Mystel i Kenny szczęśliwie włączyli telewizor.
Kira, Kira hikaru, kimochi ha su pesharu
daikishi nutai
deeni retai
kagayaki no be...
Tym razem to były korki.
- Wszystko od tego fałszu- mruknęła Monica zapalając latarkę.
- Taa- Przytaknął Garland, choć wiedział czemu to się stało.- Idę sprawdzić korki.
Jednak zamiast do piwnicy, skierował się w stronę pokoju Brooklyna. Otworzył drzwi. Pokój był pusty. Okno wybite.
- A jednak...
rzucił się spowrotem, lecz ktoś zagrodził mu drogę.
***
Hitoshi biegł parkiem, jego bestia była tuż obok.
- I co? GDZIE on niby jest?
- Znam kilka miejsc, gdzie Zeus dobrze się czuje.
- Zeus?
- Tak. Znów wrócił do Brooklyna. Najnowszy „genialny pomysł BioVoltu”.
- Świetnie.- Metal Driger zamilkł. Biegli w ciszy, do kiedy tuz przed nimi nie wyskoczyła biała postać. Zatrzymali się. Hitoshi podniósł oczy. Niemo obserwował jak Brooklyn podnosi długi, nieco zakrwawiony sztylet do góry i celując w jego brzuch opuszcza rękę.
- IDIOTO!- Krzyk Metal Drigera dobiegał z oddali. Ktoś złapał go i podniósł.- Czy ty jeszcze jesteś w stanie myśleć?
- Tak, przecież...
Rzucili się w bok. Brooklyn wyciągnął dysk i wystrzelił. Hitoshi zrobił to samo. Musiał przyznać, że Zaeus był kilkakrotnie potężniejszy. Ale i tak miał przewagę, był lepszy. Ale teraz nie był w stanie walczyć. Patrzył na zielonookiego smutno i przeklinał swoja bezradność. W takim położeniu nie mógł nic zrobić.
***
- Czyli CO się dzieje?- zapytał Kai zakładając ręce na pierś. Garland utkwił wzrok w podłodze.
- Zeus przejmuje nad nim kontrole...
- Nadal?
- Tak. Nie wiem do czego dąży, ale to działo się coraz częściej. Dotychczas Brooklyn umiał go powstrzymać, kontrolować, ale ostatnio...
- I zostawiliście go tak?- Kai spojrzał na niego zszokowany. Nie spodziewał się tego po Garlandzie.
- Mówił, że jest dobrze, że sytuacja jest dobra, że to się nie pogarsza. Teraz też się nie przyznał... Ale, Kai- Chłopak spojrzał na niego poważnie- Nikomu nie mów.
Kai machnął ręką i zszedł na dół. Światło zapaliło się i wszyscy wrócili przed TV.
- Gdzie byliście?- zapytał Max.
- Nigdzie- skłamał Garland.
- Zeus przejął kontrole nad Brooklynem, ten uciekł, nie wiadomo co zamierza, nie wiadomo gdzie jest, nie wiadomo co robić.
Reszta patrzyła na niego oniemiała.
- Miałeś NIKOMU NIE MÓWIĆ!- Krzyknął Garland załamany. Kai przeszył go wzrokiem.
- W takiej sytuacji trzeba mu pomóc.
- Właśnie- Ray wstał nagle i spojrzał na srebrnowłosego.
- Nie wiemy gdzie jest...
- Ale znamy kogoś, kto wie- Powiedział Kai wyjmując komórkę.
***
Hitoshi schował się za drzewem, kiedy Brooklyn nie patrzył. Teraz rudowłosy rozglądał się za nim próbując znaleźć jakiś ślad. I nagle, komórka Kinomiyi zaczęła dzwonić. Brooklyn uśmiechnął się i poszedł w tym kierunku.
- SZLAG! CO CHCESZ HIWATARI?- ryknął do słuchawki.
- Spokojnie- Usłyszał- Ja chcę tylko...
- Jak mam być spokojny?- Zapytał Hitoshi biegnąc- Goni mnie Zeus w ciele Brooklyna z sierpem w ręku i próbuje mi odrąbać głowę, przebić mnie na wylot albo jeszcze cos gorszego!
- Szukamy go! Gdzie jesteście?
- W parku...
***
Chłopcy biegli jak najszybciej mogli. Dotarli do parku, lecz nikogo tam nie zastali. Szukali wszędzie.
- Brooke...- Szepnął Kai. On chyba najbardziej bał się o rudowłosego. Od jakiegoś czasu czuł coś więcej do tego uśmiechniętego, spokojnego rudzielca. I nie była to zwyczajna przyjaźń. Najbardziej cieszył się, że na spotkaniu z BEGA spotka Brooklyna, cóż, przeliczył się.
- A może chodziło mu o ten drugi park?- Zapytała nagle Monica. Wszyscy spojrzeli po sobie i kiwnęli głowami. Ruszyli biegiem w stronę drugiego parku.
Tym razem, był to dobry trop. Przed bramą, zauważyli potężną postać Zeusa nad drzewami. Metal Driger zdawał się tracić siły nadzwyczaj szybko. Dobiegli na miejsce zdarzenia, a to co zobaczyli w żadnym stopniu im się nie podobało. Hitoshi opierał się o pień drzewa przytrzymując zranioną rękę. Brooklyn zbliżał się do niego szybko. Wreszcie Metal Driger został odepchnięty, a Zeus popędził w stronę niebiesko włosego. Ten zasłonił się zdrową ręką, ale w ostatniej chwili dysk Takao odepchnął czarny dysk Brooklyna.
Kai spojrzał na zielonookiego z lekkim przerażeniem. Pamiętał, jak niedawno na myśl o nim dostawał mdłości i czegoś, pomiędzy kociokwikiem, schizofrenią a rozstrojeniem nerwowym. Teraz było zupełnie na odwrót. Popatrzył na te zimne, metaliczne oczy i uśmiechnął się ciepło, nie wiadomo jak stając na czele grupy. Mała, zielona plamka zajaśniała w martwych tęczówkach.
- Brooklyn- Powiedział cichym, ciepłym głosem. Zawiał silny wiatr. Nikt ich nie słyszał.- wiem że tam jesteś. Wiem, że sobie poradzisz. Popatrz mi tylko w oczy...- Kai zrobił kilka kroków do przodu i stanął tuz przy rudzielcu. Metaliczne oczy patrzyły na niego z chęcią mordu. Jednak chłopak nic nie zrobił. Kai uśmiechnął się- Pamiętasz jak się pogodziliśmy? Pamiętasz?
Dwójka chłopców siedziała na opustoszałym dziedzińcu. Kilka gołębi latało nad ich głowami. Woda z fontanny lekko moczyła im ubrania.
- Kai...- Zaczął zielonooki rudzielec. Liliowe oczy kolegi spojrzały na niego przyjaźnie.
- Tak?
- Wybaczysz mi kiedyś?
- Co?
- To... To co ci zrobiłem...- Brooklyn opuścił głowę. Sięgnął ręką za siebie i wziął apteczkę. – Daj rękę. – Powiedział. Kai wyciągnął posłusznie prawą rękę i pozwolił się zabandażować. Brooklyn muskał go delikatnie palcami. Kai musiał przyznać że był to bardzo miły dotyk. Przymknął oczy.
- Co Ci jest?- Zapytał z przerażeniem Brooklyn.
- Nic. Po prostu...- Nie powiedział nic dalej tylko wtulił się w biała bluzkę.- Ale czy ty mi wybaczysz?
- Że ja... Co?
- No... To ze uważałem Cię za... świra... no wiesz...
- Ach... Nie martw się, wszyscy tak uważali. I uważają.
- Ale teraz tak nie myślę.- Powiedział pewnie liliowo oki. Rudzielec spojrzał mu w oczy. Usłyszał cichy pomruk Dranzera. Kai też go słyszał.
- „Czy to może być, że czujecie to samo?”
Kai objął lekko Brooklyna. Tamten wahał się przez chwilę, po czym wyrzucił sztylet daleko za siebie. Hiwatari uśmiechnął się lekko.
- Nikt nie uważa Cię za świra.
- Oprócz Ciebie?
- Może trochę. Wiesz dlaczego?
- Chyba wiem o co Ci chodzi.
Brooklyn przysunął się lekko do przeciwnika i namiętnie pocałował w usta.
-„TO SAMO...”
- Kai...
- Brooke...
Spojrzenie lekko przestraszonych, zaskoczonych liliowych oczu i ciepłe spojrzenie zielonych tęczówek. Coraz bliżej siebie, coraz bliżej... Zakończone ciepłym pocałunkiem przepełnionym miłością i zaufaniem...
Brooklyn odsunął się od Kaia i spojrzał na niego wesołymi, zielonymi tęczówkami. Zeus jęknął i zmniejszył. Odłączył się od Brooklyna i próbował odlecieć. Garland i Hitoshi zamknęli go w małym, murowanym posążku.
Rudzielec osunął się na ziemię. Kai złapał go zanim ten zemdlał i mocno przytulił.
- To chyba ja jestem świrem... W co ja się pakuję?- Mruknął Kai po czym pocałował Brooklyna w czoło. Wiatr ustał. Wszyscy zwrócili oczy w ich kierunku. Kai uśmiechnął się nieznacznie.- Wszyscy świrują, nic mi nie jest...
Koniec |
|